Przemysław Pawlicki na zakończenie sezonu znalazł się w wielkim finale. Co prawda, nie zdołał stanąć na podium, ale jego wynik pokazał, że drzemie w nim spory potencjał. Na pewno nie zawiódł, aczkolwiek ósma pozycja w klasyfikacji generalnej Speedway Euro Championship nie spełniła do końca jego oczekiwań.
O braku awansu do przyszłorocznego cyklu zadecydowały tak naprawdę dwie rundy: inauguracja w Toruniu i szwedzkie zawody w Kumli. W obu przypadkach „Przemo” zdobywał pięć punktów, co nie pozwalało mu zbliżać się do rywali walczących o pierwszą piątkę SEC 2015.
Zawody na Motoarenie nie ułożyły się po myśli młodego leszczynianina. Pomimo ambitnej postawy, ciekawych biegów i świetnych ataków, jego dorobek punktowy na koniec rundy nie był oszałamiający. Wszyscy będący wówczas w parkingu dziwili się, że Pawlicki po tym co pokazał, ma na swym koncie zaledwie pięć punktów.
W Landshut było lepiej, aczkolwiek znów Przemek nie zdołał ani razu minąć linii mety jako pierwszy. Osiem zdobytych punktów nie pozwoliło mu co prawda awansować do biegu ostatniej szansy, ale dawało nadzieję na dobrą końcówkę sezonu i walkę o czołową piątkę.
Turniej w Kumli zaczął się dla niego wyśmienicie. Pierwszy wyścig wygrał z olbrzymią przewagą, jednak później totalnie się pogubił, czego efektem były przywiezione trzy zera. Dopiero w ostatnim biegu, po kolejnych zmianach, był w stanie przywieźć dwa oczka.
Ostatnie zawody w Ostrowie Wielkopolskim były dla Polaka zdecydowanie najlepsze w całym sezonie SEC. Tuż po oficjalnym treningu, Pawlicki zapowiadał walkę do samego końca o awans i rzeczywiście jego postawa napawa optymizmem. Awans do wielkiego finału, kilka znakomitych wyścigów i ostatecznie ósme miejsce w klasyfikacji generalnej. Zabrakło tylko pięciu punktów…