Martin Smolinski w zeszłym sezonie zdobył w trzech rundach Speedway European Championships 13 punktów. W minionym, poprawił się o cztery oczka i w sumie wywalczył ich siedemnaście. Pozwoliło mu to jednak na zajęcie dopiero 14 pozycji.
Niemiec przed sezonem otrzymał od organizatorów stałą dziką kartę. Z pewnością kibice Smolińskiego liczyli na jego bardzo dobry występ zwłaszcza przed swoją publicznością w Landshut, w Bawarii. Tymczasem, najlepiej Smolinskiemu kojarzyć się będzie wycieczka do Szwecji.
Inauguracja w Toruniu nie wypadła najlepiej. Niemiec w pięciu wyścigach zdołał uciułać zaledwie jeden punkt i jak sam przyznał po zawodach, nie był zadowolony z prędkości swoich silników. Obiecywał jednak, że na dłuższych torach spisze się zdecydowanie lepiej.
Z takimi nadziejami do bawarskiego Landshut zjechali niemieccy kibice. Smolinski co prawda wypadł lepiej niż w Toruniu, ale pięć punktów nie pozwalało na występ nawet w biegu ostatniej szansy. Nieco optymizmu w serce „Smoły” wlał na pewno bieg, w którym pokonał Martina Vaculika, Artema Lagutę i Tomasza Jędrzejaka.
Trzecia runda w Kumli okazała się być tą najlepszą w wykonaniu Niemca. Dziewięć punktów, awans do biegu ostatniej szansy bez najmniejszych problemów – to mógł być wieczór Smolinskiego. Mógł być, ponieważ w barażu lepszy okazał się Nicki Pedersen i Grigorij Laguta. O ile ten pierwszy uciekł do przodu i nie sposób było go dogonić, o tyle walka z Rosjaninem była przednia i do końca nie było wiadomo, kto znajdzie się w wielkim finale.
Zawody w Ostrowie Wielkopolskim nie były już jednak tak udane i Niemiec zdobył tylko dwa punkty. Ostatecznie w klasyfikacji końcowej zajął piętnaste miejsce z 17 oczkami na koncie. Pomimo drobnej poprawy wyniku, „Smoli” liczył zdecydowanie na więcej. Może uda się za rok?