Tomasz Gollob, najlepszy polski żużlowiec w historii zadziwił wszystkich w Landshut, gdzie zaprezentował niesamowitą prędkość oraz formę. Do wygrania zawodów zabrakło mu jednak trochę szczęścia, a mówiąc konkretniej, przychylności arbitra zawodów.
Runda zasadnicza była dla Polaka wręcz wyśmienita. Poza defektem w jednym biegu, kiedy to przebił tylną oponę, pozostałe wygrywał z dużą łatwością, zostawiając w tyle obecnie najlepszych żużlowców Starego Kontynentu. Do finału wszedł niczym burza, po ataku na Przemysława Pawlickiego w dwudziestym biegu.
Sam finał okazał się jednak dla „Chudego” pechowy. Tuż po starcie jego motocykl zczepił się z motorem Nickiego Pedersena, co uniemożliwiło jazdę obu zawodnikom. Duńczyk upadł na tor, a Gollob wrócił do parkingu zaraz po zdarzeniu. Ostatecznie winnym zajścia uznany został właśnie Gollob, chociaż niemal wszyscy eksperci optowali za powtórką w czwórkę.
„Panie sędzio, ja przecież wygrałem start i byłem pół motoru z przodu. Dyktowałem warunki jazdy i to naprawdę nie jest moja wina, że Nicki (Pedersen) upadł. Zabrał mi Pan finał, dziękuję bardzo.” – mówił przez telefon wyraźnie zdegustowany Tomasz Gollob.
Niemniej jednak, po dwóch rundach, polski mistrz świata plasuje się na czwartej pozycji w cyklu i ma realne szanse na medal indywidualnych mistrzostw Europy. Co ważne – pierwszy medal! Czy uda mu się to osiągnąć?
Zapraszamy do głosowania w ankiecie na stronie speedwayeuro.com