Szósty zawodnik klasyfikacji generalnej SEC, zdobywca trzeciego miejsca w rosyjskim Togliatti solidnie poobijał się w Szwecji. Patryk Dudek doznał skręcenia prawego stawu skokowego drugiego stopnia z uszkodzeniem więzadła trójgraniastego. Brzmi skomplikowanie, ale "Duzers" uspokaja, że zdąży się wykurować na kolejną rundę Speedway European Championships, która już 9. sierpnia w Holsted.
Patryk, niestety ostatnio w Szwecji miałeś sporego pecha i doznałeś kontuzji. Pamiętasz co dokładnie się stało?
- Po starcie sczepiliśmy się motocyklami z Oliverem Bertzonem, jego hak znalazł się w moim przednim kole i zadziałał jak hamulec. Uderzyłem głową o tor, a na moją nogę spadł motocykl. W sumie miałem też trochę szczęścia, bo mogła to być dużo gorsza kontuzja. Bałem się, że kolano ucierpi.
Jak długo będzie trwała przerwa w startach?
- Prawdę mówiąc, będę chciał wrócić jak najszybciej, więc moja rehabilitacja jest bardzo mocna. W tym momencie ciężko powiedzieć mi, kiedy dokładnie będę w stanie wrócić do ścigania, ale mam nadzieję, że na mecz ligowy z Lesznem będę już gotowy, a najpóźniej na turniej SEC w Holsted.
Pierwszy turniej w Gustrow nie był dla ciebie zbyt udany. Dlaczego?
- Przede wszystkim, nie mogłem znaleźć odpowiednich ustawień do tego toru. Jeździłem na nim po raz pierwszy w życiu i to na pewno miało znaczenie. Nie umiałem dobrze wystartować, nie byłem też wystarczająco szybki.
Organizatorzy i obserwatorzy chwalili atmosferę zawodów. Jak ty ją oceniasz z perspektywy zawodnika?
- Już wcześniej słyszałem, że w Gustrow podczas różnych turniejów jest naprawdę niesamowita atmosfera i turniej SEC również to pokazał. Rzeczywiście bardzo rzadko zdarza się, żeby trzy godziny przed zawodami było już tak dużo ludzi na stadionie.
W Togliatti twój wynik był zdecydowanie lepszy – zająłeś trzecie miejsce, choć prowadziłeś w finale. Pozostał niedosyt?
- W pewnym sensie można tak powiedzieć, bo rzeczywiście byłem na prowadzeniu w finale. Starałem się jechać jak najlepiej, trzymałem się wewnętrznej jednak byłem za wolny i Nicki Pedersen oraz Emil Sajfutdinow wyprzedzili mnie po zewnętrznej.
Czy SEC wypełnia lukę w twoim kalendarzu, w trakcie przerwy wakacyjnej w Polsce?
- Właściwie to tej przerwy za bardzo nie odczułem, bo cały czas były jakieś turnieje albo starty w innych ligach. Szczerze mówiąc, to miałem tylko cztery dni przerwy, ale to było dla mnie wystarczające, bo pojawiła się u mnie świeżość, którą zresztą można było zauważyć w czasie turnieju w Togliatti.
Jaki wynik byłby dla ciebie satysfakcjonujący, jeśli chodzi o SEC?
- Ogólnie to nie chciałbym być na końcu. Takie minimum, które sobie wyznaczyłem przed startem cyklu to pierwsza ósemka. Jednak turniej w Togliatti pokazał, że można powalczyć z każdym i pojawiły się nadzieje przed Holsted. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że jest jakaś presja czy coś w tym rodzaju – postaram się po prostu pojechać jak najlepiej i zdobyć jak najwięcej punktów.
Wielu kibiców zastanawia się dlaczego #69?
- Nie ma w tym jakiejś tajemnicy (śmiech). W przeszłości przy różnych grach jakoś polubiłem ten numer. Suma tych liczb to piętnaście, a więc wspaniały wynik dla każdego zawodnika. Nie ma w tym na pewno żadnego ukrytego znaczenia (śmiech).
Trener Cieślak nie powołał cię do kadry. Myślisz, że masz jeszcze szansę, by się znaleźć w składzie?
- Raczej spokojnie podchodzę do tego tematu. Moja forma nie była stabilna, jadą najlepsi. Powiem szczerze, że przed tą kontuzją miałem jeszcze nadzieję, że może znajdę się w kadrze. Liczyłem, że może dobre występy pomogą mi w tym. Jednak kontuzja zniszczyła te plany.